Znacie piosenkę Akurat "Kiedy bliżej z Tobą będę?" Jeśli nie - wrzucę ją poniżej, więc zapraszam do poznania, jeśli jednak znacie, to i tak klikajcie, słuchajcie i przypomnijcie sobie. Dlaczego? Bo tekst dalej jest na czasie. Może nawet bardziej niż za tamtych lat.

Nieustanne, zamknięte koło
To zadziwiające jak długo ludzie mogą kręcić się w koło. Nie ma wyjścia - ani w jedną ani w drugą. Tylko to nieustanne, zamknięte koło. Zaczynasz czuć się dobrze, bezpiecznie, ciepło i nagle spadasz w przepaść bez ostrzeżenia. Rozglądasz się ale nie ma nawet pomocnej dłoni, żeby Cię stamtąd wyciągnąć.
Cóż... Tracisz nadzieje, chcesz się jakoś otrząsnąć, pozbyć się tego poczucia pustki, smutku i żalu. Aż tu nagle widzisz wyłaniającą się z oddali dłoń. Łapie Cię. Przybliża do siebie. Budzi się w Tobie iskierka nadziei. Ze strachem bo ze strachem ale nie opierasz się, bo przecież tutaj w dole jest tak strasznie samotnie. Znów się angażujecie, nie jest to to co było dawniej - w końcu swoje już przeszliście, ale powiedzmy, że się staracie, żeby było przynajmniej "jakoś". No i faktycznie jest jakoś fajnie, miło. Znów staje się ciepło i bezpiecznie, ale każde najmniejsze nieporozumienie zaczyna mieć odnośnik do przeszłości. Jest tak bo przecież dawniej stało się coś - bo potraktowałeś/potraktowałaś mnie tak więc się teraz nie dziw, bo dawniej wypowiedziałeś/aś takie a nie inne słowa to teraz masz za swoje! Trzeba się było ugryźć w język.

Umycie sobie rąk
W sumie skuteczne, bo przecież naprawdę źle Cię potraktowałam to sobie zasłużyłam! Ja Cię skrzywdziłam to masz prawo skrzywdzić mnie w odwecie. I znów się oddalacie. Ale osobno nie jest za fajnie, szczególnie jak jesteście daleko, a spotykacie się w codziennym życiu. Coś Was zawsze porusza. To aż nieprawdopodobne jak w oddaleniu potrafimy naginać prawdę o sobie samych. Jak wspomnienia przybierają piękny wyraz i jak wlewa się w nas ta tęsknota.
I znów lgniecie do siebie jak pszczoły do miodu. Obiecujecie sobie, że tym razem już niczego nie schrzanicie. Ale jak to z obietnicami - miesiąc, dwa, może dłużej i wszystko wraca do normy. Bo to już nie będzie to piękne wspomnienie drugiego człowieka, a będziecie dla siebie chlebem codziennym. Teraz w odwecie znów możecie się krzywdzić, możecie dłubać w sobie tym szpikulcem za błędy przeszłości. Bo przecież zasłużył/ła. Oczekujemy pięknego powrotu, a gdy już jesteśmy blisko to przy najmniejszym "ale" w środku mamy pamięć o tym całym złu, które nam się przytrafiło po drodze.
Odwiedziłam na Fejsie żurnaliste.pl, wrzucił fajny, trafny tekst, który przytoczę na podsumowanie:
Nie chciałem Cię zranić,
nie chciałem Cię kochać,
nie w takiej kolejności.
Bo zrozumiałem, że Cię kocham,
gdy patrzę w nasze zdjęcie.
Nie w Twoje oczy,
nie na Twoje nogi.
Wróć, zmienię się.
Na miesiąc albo pięć.
Później znowu będę sobą.